W większości przypadków uzasadnione jest, aby CEO, właściciel, czy osoba zarządzająca firmą byli obecni w mediach społecznościowych. Jeśli ich aktywność jest naturalna oraz spójna z kulturą i wartościami firmy, może wzmocnić wizerunek marki, którą reprezentują.
Dużo lepiej niż logo czy nazwę firmy odbiera się przekaz prawdziwej osoby – twarz i nazwisko są bardziej wiarygodne. Wystarczy spojrzeć co i jak robią na LinkedIn czy Facebooku chociażby Richard Branson, Rafał Brzoska, Michał Sadowski, Przemek Gdański czy Maciej Herman.
Czy CEO/prezes powinien być aktywny w social media – od czego to zależy?
Czy CEO/prezes powinien być aktywny w social media? Oczywiście komunikacja w social mediach ma sens tylko wtedy, gdy jest naturalna i prawdziwa, a nie sztucznie wykreowana. Niestety managerowie są zwykle zapracowanymi ludźmi i często zwyczajnie nie mają czasu na aktywność w Internecie. Dlatego wiele osób na wysokich stanowiskach korzysta z pomocy asystentów, agencji czy nawet rzeczników prasowych, którzy postują w ich imieniu. Sama nie mam takiego wsparcia, ale nie widzę w tym nic złego, pod warunkiem, że przynajmniej sedno wypowiedzi wyszło od autora i oczywiście jeśli przekaz jest szczery i spójny z nim.
Czy w social media warto być wszędzie?
Często spotykam się z błędnym przekonaniem, że aktywność w mediach społecznościowych to przechwalanie się, a tak naprawdę jest to nowy, niedrogi i przede wszystkim skuteczny sposób na dotarcie do potencjalnych klientów i pracowników oraz zwiększenie rozpoznawalności naszej i firmy. Ważne, by wybrać odpowiednie kanały do komunikacji. To nieprawda, że musimy zaistnieć wszędzie. Według mnie najważniejszym kanałem dla biznesu jest LinkedIn. Sama traktuję ten portal jako jedno z moich narzędzi pracy.
Do LinkedIn dodałabym jeszcze Facebooka, który rekomendowałabym głównie brandom i personal brandom nowoczesnym i kreatywnym oraz Instagram, na którym działa coraz więcej osób, choć nadal jest mocno niewykorzystany przez ludzi biznesu.
Mi osobiście najwięcej daje działalność na Linkedin. Ze względu na dużą sieć kontaktów moje posty mają spore zasięgi. Aby napisać wartościowy post muszę poświęcić trochę czasu, ale porównując koszt zamieszczenia informacji na tablicy z płatną reklamą, jaką musiałabym wykorzystać, aby dotrzeć do tylu odbiorców, jest to dużo efektywniejsza forma komunikacji. Moje najpopularniejsze wpisy potrafią dotrzeć do ponad 200 tysięcy osób i żyć kilka tygodni. Co ciekawe, mimo że absolutnie nie są to treści sprzedażowe, pośrednio często osiągają taki efekt. W social mediach dzielę się przede wszystkim swoimi przemyśleniami dotyczącymi życia zawodowego i pokazuję od środka moją firmę. Dzięki temu więcej osób może poznać Jobhouse, nasz zespół, projekty i to, jakimi wartościami kierujemy się na co dzień.
Obecność na LinkedIn
Na Linkedin mam blisko 13.000 obserwujących i jest to budowana organicznie przez lata sieć moich kontaktów zawodowych. Mam zasadę, że dodaję do znajomych nowopoznane osoby, akceptuję wszystkie zaproszenia i odpowiadam na każdą wiadomość. Pomijam tylko te typowo sprzedażowe, które nie mają związku z biznesem, który prowadzę. Ze względu na ilość wiadomości nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie od razu, więc wybieram te najpilniejsze, a na resztę przeznaczam godzinę-dwie w tygodniu w późniejszym czasie. Jeśli nie mogę pomóc osobiście, przekierowuję tematy do moich współpracowników lub zaprzyjaźnionych osób.
Nigdy nie kupowałam fanów ani nie stosowałam płatnych reklam na Ln, nie zamieszczałam też postów sponsorowanych ani treści sprzedażowych. Jeśli coś polecam, to dlatego, że jestem z tego szczerze zadowolona i traktuję moje polecenie jako wirtualne podziękowanie. Piszę po prostu od serca o tym, co jest dla mnie ważne i znalazłam grono odbiorców, którym mój przekaz odpowiada. Oczywiście nie każdy zgadza się z moimi poglądami, ale jak to mówią, nie jestem pomidorową, żeby smakować każdemu.
Czy bycie aktywnym w social media przekłada się na realny biznes?
Moje publikacje, choć nie jest to zamierzone, pomagają mi w pozyskiwaniu nowych możliwości biznesowych. Klienci najczęściej zgłaszają się do mnie sami, bo kojarzą nas z mediów społecznościowych. Mówią, że podoba się im to co i jak robimy, i dlatego właśnie z nami chcą współpracować. Moi pracownicy często wracają ze spotkań z informacją, że ktoś, kogo tak naprawdę nie znam osobiście, kazał mnie pozdrowić. To bardzo miłe. Nierzadko także na imprezach branżowych, a nawet na lotnisku ludzie podchodzą się przywitać i mówią, że znamy się z Linkedina. Także podczas rozmów kwalifikacyjnych często słyszę, że ktoś nas obserwuje np. na Facebooku i zaaplikował, bo jesteśmy taką „fajną”, przyjazną i pozytywną firmą. To bardzo ułatwia nam działanie – na spotkaniach możemy pominąć wstęp o tym kim jesteśmy, bo zwykle nasi odbiorcy już to wiedzą.
Mam duży niedosyt związany z mediami społecznościowymi. Chciałabym publikować częściej i bardziej regularnie, ale odkąd zostałam mamą totalnie nie mam na to czasu. Cenię czas offline i wolne chwile wolę spędzać z Nellą, ale mam nadzieję, że wrócę jeszcze do częstszych aktywności.
Nie ukrywam, że odkąd spotkałam się w sieci z nie zawsze pochlebnymi komentarzami, nie publikuję już wszystkiego, co przyjdzie mi do głowy, a zanim coś wrzucę, analizuję to dwa razy. Z jednej strony ograniczyło to moją spontaniczność, ale z drugiej też wiele nauczyło – ile ludzi tyle punktów widzenia i to że ja coś postrzegam w dany sposób, nie oznacza, że cały świat musi się ze mną zgadzać. Często komentatorzy mają też po prostu rację – kiedyś zamieściłam nagranie, które nakręciłam jadąc samochodem. Nie pomyślałam nawet, że było to po prostu głupie i niebezpieczne.
Co warto publikować? Treści biznesowe, a może życie prywatne?
Osoby stawiające pierwsze kroki w mediach społecznościowych często zadają sobie pytanie, czy publikować tylko treści biznesowe, czy również prywatne. Osobiście wolę dzielić się wiedzą i doświadczeniem zawodowym, ale w lekki, zrozumiały dla wszystkich sposób. Często odwołuję się do przykładów z życia codziennego. Na Instagramie pokazuję też luźniejsze, codzienne treści, ale nie jestem fanką publikowania zdjęć każdego posiłku, podkreślania swojego statusu materialnego, czy pokazywania najbliższych podczas wszystkich ważnych dla nas momentów. Wolę je po prostu przeżywać, a chwalenie się marką samochodu, odzieży czy meldowanie się w drogich miejscach uważam za niestosowne. Poza tym nie jest to rozsądne ze względów bezpieczeństwa.
Czym dzielić się w mediach społecznościowych?
Moim zdaniem warto dzielić się w sieci nie tylko sukcesami i atutami. Oczywiście lubię przekazywać pozytywne informacje – na przykład jeśli otrzymamy jakąś nagrodę lub pozyskamy super klienta, ale z moich doświadczeń wynika, że dużo więcej dają moim odbiorcom posty o tym, co się nie do końca udało. Kiedyś w jednym z wywiadów wymsknęło mi się na przykład, że Jobhouse powstał, bo straciłam pracę. Mimo że się tego wstydziłam, okazało się, że moja historia dała nadzieję wielu osobom. Tak więc warto mówić o porażkach, wyzwaniach, o tym co wywołuje duże emocje – zarówno pozytywne, jak i te negatywne.
Sprawdź, czego najbardziej boimy się zakładając własną firmę.
Mam w sieci osoby, których wpisy śledzę na bieżąco. Są to m.in.: Maja Gojtowska, Zyta Machnicka, Przemek Gdański, Rafał Brzoska, Michał Sadowski i Maciej Herman. Są to ludzie którzy mnie inspirują i w ciekawy sposób wzmacniają wizerunek swoich firm.