Zapraszam do wywiadu ze mną, który ukazał się na łamach magazynu Claudia!

Kiedy udało mi się zrealizować pierwszy ambitny cel, który na początku wydawał się nieosiągalny, uwierzyłam, że nie ma rzeczy niemożliwych – uśmiecha się Natalia, trzydziestoczteroletnia gdańszczanka. Lista jej osiągnięć jest imponująca. Natalia założyła firmę Jobhouse zajmującą się rekrutacją pracowników. Przez osiem lat rozwinęła swój biznes i teraz współpracuje z największymi światowymi gigantami. Pobiegła także w warszawskim i berlińskim maratonie, bierze udział w zawodach triathlonowych. Ale ze sportowych sukcesów najbardziej sobie ceni zdobycie najwyższego szczytu Afryki: Kilimandżaro. – Wejście na tę górę było moim marzeniem. Ta góra jest wysoka, liczy 5 895 m n.p.m., a wspinaczka jest naprawdę trudna. Przechodzi się przez wszystkie strefy klimatyczne. U podnóża upał, potem w lesie równikowym ulewy, a jeszcze wyżej: wichury, gradobicie i minus piętnaście stopni – wspomina Natalia. – Najtrudniejszy był moment zdobywania szczytu i zejście z niego. Byłam dwadzieścia dwie godziny na nogach bez snu i prawie bez jedzenia. Przygotowywałam się do tej wyprawy pół roku, ale nie sądziłam, że będzie tak wyczerpująca. Tym większą mam satysfakcję, że mi się udało – dodaje z uśmiechem.

Systematycznie małymi krokami do wielkich celów

W szkole i na studiach Natalia niespecjalnie lubiła sport. Był czas, kiedy miała zwolnienie z WF-u. Aktywnością fizyczną zainteresowała się osiem lat temu. Miała wtedy bardzo intensywny okres w życiu. – Pracowałam w międzynarodowej korporacji, która pewnego dnia postanowiła przeprowadzić restrukturyzację. Część stanowisk zlikwidowano, a mnie zwolniono praktycznie z dnia na dzień – wspomina. – Może to sobie wykrakałam, bo kiedy kilka dni wcześniej usłyszałam w radiu informację o projekcie unijnym, w ramach którego można było otrzymać dotację na otworzenie własnej firmy, powiedziałam: „O, ciekawe, gdybym straciła pracę, na pewno bym się zgłosiła do tego projektu”.

I rzeczywiście Natalia jak powiedziała, tak zrobiła. Napisała biznesplan i dostała pieniądze na start. – Rozkręcanie firmy było bardzo angażujące. Pracowałam od rana do nocy. Prawie nie wychodziłam z biura. Przez pierwsze trzy lata nie miałam ani jednego dnia wolnego. Pracowałam też w weekendy – mówi. – Miałam wtedy 26 lat i brakowało mi wiedzy na temat prowadzenia biznesu, przepisów, podatków. Tego i wielu innych rzeczy uczyłam się na bieżąco. Żeby ograniczyć koszty, niemal wszystko robiłam sama. Sprzątałam biuro, pozyskiwałam klientów, wystawiałam faktury i prowadziłam projekty rekrutacyjne.

W pewnym momencie Natalia była bardzo wyczerpana. Czuła, jak kumuluje się w niej napięcie. Postanowiła poszukać czegoś, co szybko ją zregeneruje i pozwoli odreagować stres. – Poszłam na zorganizowany przez znajomego trenera marsz. Z grupą ludzi chodziliśmy po lesie. To były moje pierwsze w życiu zajęcia sportowe z prawdziwego zdarzenia – uśmiecha się Natalia. – Wróciłam do domu z rumieńcami i uśmiechem na twarzy. Pomyślałam wtedy, że ruch na świeżym powietrzu to jest to, czego potrzebuję.

Natalia zaczęła biegać. Początki były trudne, bo po pięćdziesięciu metrach truchtu dostawała zadyszki. Ale nie odpuszczała. Trenowała, stopniowo podnosząc sobie poprzeczkę. – W pierwszych zawodach „Gdańsk Biega” pokonałam trzy kilometry. To niewiele, ale miałam ogromną satysfakcję, że mi się udało. W kolejnych zawodach przebiegłam pięć, a w następnych dziesięć kilometrów – wspomina Natalia.

Wzięła też udział w triathlonie. To dyscyplina, która łączy pływanie, jazdę na rowerze i bieganie. – Wtedy po raz pierwszy poczułam, że im więcej włożę wysiłku w przygotowania, tym większą mam satysfakcję na mecie. Tak się wzmocniłam i poprawiłam kondycję, że przebiegłam maraton – najpierw w Warszawie, a potem w Berlinie, czterdzieści dwa kilometry! Pamiętam to niesamowite uczucie na mecie. Radość mieszała się ze wzruszeniem. Popłakałam się ze szczęścia, bo zrobiłam coś, co jeszcze niedawno wydawało mi się niemożliwe.

Dobry plan zamiast nierealnych mrzonek

Nie wystarczy kupić bilet lotniczy, żeby dostać się na Kilimandżaro. Dotacja to za mało, żeby zbudować dobrze prosperującą firmę. Wszystko wymaga dobrego planu i działania. Natalia jest skrupulatną osobą. Co pół roku robi podsumowanie i listę celów na kolejne miesiące. Wyznacza sobie też cel sportowy.

– Powinien być on na tyle ambitny, żeby stanowił dla mnie wyzwanie. Aby go osiągnąć, muszę się solidnie przygotowywać. Rozpisuję plan ćwiczeń, który wisi na lodówce. Rano widzę, że jutro mam bieganie albo siłownię. Wydaje się to proste, rzecz w tym, by się zmobilizować i to wykonać, nawet gdy pogoda za oknem nie zachęca – tłumaczy Natalia. – Ale kiedy mam coś, do czego dążę, czuję się w równowadze. Pasja mnie uskrzydla, uporządkowuje rytm kolejnych tygodni.

Natalia zauważyła, że wiele osób ma problem ze sprecyzowaniem tego, co chcą osiągnąć. – Często mylimy cele z pobożnymi życzeniami albo mrzonkami. Pragniemy czegoś, co od nas nie zależy – mówi. – Wszystkim polecam spisanie swoich marzeń na kartce. Warto zbudować obraz tego, co chcemy zrealizować. Określmy, też, jak i kiedy to zrobimy. Zastanówmy się, co jest nam potrzebne, by to, czego pragniemy, udało nam się osiągnąć. Marzenia nie spełniają się same. Potrzebują naszej pomocy: działania, wewnętrznej motywacji i konsekwencji.

Jeśli na czymś mocno się skupimy, włożymy w to pracę i energię, świat zacznie nam sprzyjać. Pojawią się możliwości, które ułatwią nam drogę do ich spełnienia. – Mimo że brzmi to magicznie, mówię to z pełnym przekonaniem. Jestem żywym dowodem na to, że ta magia naprawdę działa. Sześć miesięcy temu zostałam mamą. Moja córeczka ma na imię Nella – uśmiecha się Natalia. Założenie rodziny i urodzenie dziecka było jej kolejnym marzeniem, ale wymagało także dobrego planu. Natalia musiała zatrudnić osobę, która zastąpiłaby ją w firmie. Przekazanie obowiązków też wymagało czasu. – Poza tym chciałam się przygotować zdrowotnie: zmieniłam dietę, zrobiłam badania. Do tej pory w pracy spędzałam po kilkanaście godzin dziennie, musiałam więc się przestawić na spokojniejszy tryb, ograniczyć stres. Zrobiłam wszystko, żeby ciąża przebiegła jak najlepiej.

Nella stała się oczkiem w głowie Natalii. – Czuję, że złapałam równowagę między pracą, a życiem osobistym. Właśnie wróciłam do firmy, na razie na pół etatu. Chcę jak najwięcej czasu spędzać z córeczką. Ale z chodzenia po górach nie zrezygnuję. Już się rozglądam za nosidełkiem, żebyśmy razem mogły zdobywać górskie szczyty – uśmiecha się Natalia.

Udostępnij artykuł

Zobacz inne wpisy na blogu